***
Nazajutrz rano obudziłam się w ramionach Marco z obolałą kostką jednak pomimo tego czułam się radosna a jednocześnie przygnębiona, tym jak ja się pokaże u wuja i co będzie potem.
- Nie śpisz już?- zapytał Marco bawiąc się kosmykiem moich zaplecionych włosów.
- Nie. Marco musimy wracać! Klopp pewnie nie wypuści mnie na żadną imprezę do osiemnastego roku życia. -westchnęłam
- Dasz radę sama iść?- zapytał z troską
- Tak. Chodźmy. - oznajmiłam i wzięłam mój płaszcz.
Chodziliśmy a tu żadnego samochodu. Jednak za jakąś chwilę zobaczyliśmy przejeżdżający traktor.
Nie czekając na reakcje Marco zatrzymałam mężczyznę i chwile potem z pomocą Reusa siedziałam już na przyczepie.
-Marco no chodź!- krzyknęłam
- No ale te kury. Jak któraś narobi mi na garnitur?- zrobił skwaszoną minę
- A co ja mam powiedzieć? Przecież mam na sobie sukienkę od Ewy.- powiedziałam
- Ehh. Raz się żyje. - usadowił się obok mnie na przyczepie.
Jechaliśmy jakieś półtorej godziny, ale opłacało się. W końcu znaleźliśmy się w Dortmundzie.
-Ahh moja kostka.- poruszyłam nogą
- Chodź pomogę ci.- blondyn wziął mnie na ręce i zdjął z przyczepy.
- Hahahhahahaha. - wybuchłam śmiechem
-Co znów zrobiłem?- spojrzał na mnie
- Ale z ciebie kurczak! - śmiałam się, ponieważ Marcinho miał pełno piór we włosach
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne Lenko. -przedrzeźniał mnie.
- A jeszcze jedno miałeś dobre przeczucie co do kupy na garniturze. - nie mogłam powstrzymać śmiechu
- Coo? Masz ci los. Głupie gęsi!- zrobił naburmuszoną minę
- Chyba kury.Haha- poprawiłam go.
- Nieważne.- odgryzł się
-Lepiej zadzwońmy po mojego wuja. - powiedziałam smutno
- Masz racje. Eh pewnie czeka na mnie ze 20 karnych kółek. - wykrzywił się
- Eh no co ty nie powiesz? Ja będę miała istny Armagedon.
Klopp zjawił się za jakieś 20 minut z nietęgą miną. Jego twarz nie wyrażała emocji. Natomiast ciotka Ulla wyglądała na bardzo zatroskaną.
- Lena! Dziecko dlaczego nie wróciłaś na noc? Czy ty i Marco..- zalewała mnie pytaniami
-Nie! Ciociu Marco taki nie jest. Jak możesz?- naburmuszyłam się
- Jesteś nam winna wyjaśnienia.- oznajmił surowo Jurgen
-Dobrze. - odpowiedziałam ze spokojem.
- Ja tylko chcę powiedzieć, że Lena nie jest niczemu winna. To mój samochód nawalił.- spojrzał w dół.
- To było tak, że gdy jechaliśmy na imprezę do Roberta, samochód się zepsuł i przenocowaliśmy w jakiejś chacie w lesie, bo komórki nie działały i nie mogliśmy zadzwonić po pomoc.- opowiedziałam szybko.
- Marco, ale nie tknąłeś Leny?- spytał Klopp robiąc te swoje sławne "szczęki".
- Wujku!- wkurzyłam się i poszłam do samochodu.
- Chodź Ulla. Jedziemy do domu.
- Dobrze.- ciotka poczłapała do samochodu
- A my jeszcze pogadamy. - spojrzał znacząco na zmieszanego Reusa
- Oczywiście.- odparł krótko
- Rany boskie.- westchnął Marco i poszedł do domu, bo miał około 300 m do swojej willi.
W domu Kloppów
- Jesteś głodna?- zapytała troskliwie ciotka
- Taaak. Bardzo.- odparłam zgodnie z prawdą, bo od wczorajszego wieczora nie miałam nic w ustach. Mój organizm domagał się pożywienia.
- Proszę.- podała mi Zapiekankę ziemniaczaną
- Dzięki. Przepyszne naprawdę.- uśmiechnęłam się?
- Nie podlizuj się i tak masz zakaz wychodzenia na imprezy na miesiąc, bo wyślizgnęłaś się bez naszego pozwolenia. Lena nie możesz nam tego robić..- odparł Klopp ze łzami w oczach
- Ohh wuju. Musisz zrozumieć, że nie jestem już tą małą Lenką co kiedyś.- przytuliłam się do niego
- Tak, wiem. Dorastasz. Jednak zawsze będziesz dla mnie jak córka.
- A ty dla mnie jak tata, bo moi rodzice są zbyt zapracowani...
- Czy ty czujesz coś do Marco?- spytał niespodziewnanie
- Ja? Hmm . Marco to mój najlepszy przyjaciel. Nic więcej. (Niestety)- pomyślałam
- Okej. Ja nie mam nic przeciwko niemu. To dobry chłopak. Lenko co z twoją kostką?- zapytał
- Jest skręcona, ale nie martw się. Przed waszym przyjazdem Marco zaprowadził mnie do lekarza.
- Dobrze. Muszę mu podziękować za troskę. -uśmiechnął się szeroko
- Jasne. Leć już, bo za chwilę trening. - zaśmiałam się
- W mordę jeża! To już 15. Papa!- wybiegł z domu
- Pa. - od powiedziałyśmy jednocześnie
Trening Borussi
- Witam was chłopaki. Zaczynamy ostre treningi, ponieważ Bayern znowu wskoczył na pierwsze miejsce wyprzedzając nas o jedno oczko. Musicie ruszyć dupy!- Klopp spojrzał na chłopaków
- Nauczył się jednego tekstu i ciągle ględzi. Szpaner!- wykrzywił się Lewy, mówiąc to do Goetze
- Ciszej tam! Lewy + Goetze 2 karne kółka. Potem Lewy poprowadzi rozgrzewkę.
- Oh God why?! Mazgaili się
- Marco do mnie. -przywołał do siebie blondyna
- Słucham? - spytał cicho
- Dziękuję Ci, że zająłeś się Leną tamtego wieczoru i że byłeś przy niej. Prawdziwy facet z ciebie!- uśmiechnął się Klopp
- Yyy.. drobiazg. -odparł zaskoczony Reus
- To wracaj do chłopaków już.
- Okej. Już się robi szefie.
Rozgrzewka była ciężka. Chłopaki po niej rozegrali krótki mecz między sobą i udali się do szatni.
- Marco? Jak było z Leną w samochodzie?- drwił Goetze
- Będę brał cię! W aucie..!- wyli piłkarze
- Odpierdolcie się. Nie jestem taki.- wkurzył się
- Eh wiedziałem, że to cienias. - śmiał się Lewy
- Z ciebie baranie. - odgryzł się Marco
W szatni zrobiło się gorąco a skaczących sobie do gardeł rozdzielił Łukasz.
- Ej! Chłopaki! Wyluzujcie. Odbija wam?- spytał
- Po prostu mam alergie na głupotę.- oznajmił Marcinho
- Odezwał się książę z tlenioną grzywką w audi.Pff- drwił Robert
- Tobie kochaniutki nie radziłbym smarować tyle tej oliwki dla dzieci, bo pachniesz jak pupcia niemowlaka. Uuu gładziutko.- złapał Roberta za policzek
- Yyy ten. Wypierdalaj.- odparł zmieszany Lewy i wyszedł a cała szatnia wybuchła śmiechem.
__________________________________________________________________________________
Witajcie! Miałam trochę czasu więc napisałam ten oto rozdział. Przyznam, że tęskniłam za Leną i Marco oraz za wami kochane. Zapraszam do czytania.
Missys Reus :*