sobota, 22 marca 2014

Rozdział 12



***
  

   "- Mam coś dla ciebie.- ucieszył się
- Przecież ten dzień i tak jest cudowny.Nie chcę nic więcej.- rozmarzyłam się
-Jednak...To dla Ciebie.- podał mi małe czerwone pudełeczko.Otworzyłam je. W środku był łańcuszek z białego złota z zawieszką serduszkiem z ametystu.Przy serduszku były dwa skrzydełka. Wyglądał przepięknie. Z oczu pociekły mi łzy.
- Oh.Nie podoba Ci się?- zasmucił się Reus
-Jak możesz tak mówić?Jest przepiękny.
- Nie. To ty jesteś piękna.- rozchmurzył się i uśmiechnął. Dawno nie widziałam go w tak dobrym nastroju.
-Dziękuję.- szepnęłam mu a w głośnikach zabrzmiało
"Your eyes, they shine so bright  I wanna save their light
 I can't escape this now
 Unless you show me how..."

  Tak. Ten dzień jest cudowny. Móc być z Marco przytulać go, czuć zapach jego perfum. Wiedzieć, że jesteś dla kogoś ważna, niczym największy skarb.Marco to mój przyjaciel. Ehh. Nikt więcej. Nie mogę przecież kochać dwóch mężczyzn na raz...Był jeszcze Robert. Na swój sposób czarujący. Jak to się mówi "kto się lubi ten się czubi". U nas tak się zaczęło...Mam mętlik w głowie.Chyba kocham Marco, ale jako przyjaciela.Uwielbiam go przytulać, być z nim, ale...to przy Robercie świat wiruje.

-Lena? Zadowolona z dzisiejszego dnia?- uśmiechnął się blondyn
-Marco! Jeszcze się pytasz?- cieszyłam się przez łzy
-To nie wszystko na dziś.- poruszył znacząco brwiami
- Jak to nie wszystko?- zapytałam zaskoczona
-Musimy wracać. Zaraz się dowiesz.- otworzył mi drzwi, wsiedliśmy do jego Audi  i popędziliśmy do centrum Dortmundu.

  Po około 10 minutach byliśmy pod posiadłością Kloppów, samochodu wuja nie było...Hmm jak to możliwe? Przecież ten wieczór miałam spędzić z nimi.No cóż poczytam książkę. Marco wziął ode mnie kluczyki i powoli otworzył drzwi. Nagle usłyszałam:

-Niespodzianka!!!Wszystkiego najlepszego Lena!- krzyknęli wszyscy goście a było ich z 50 osób.Główny hol był przepięknie ubrany. A w sali balowej był ...

-Dj Antoine?! Wow, matko kochani dziękuję wam! -przytuliłam obecnych przy mnie, czyli Marco, Roberta, Ewę i Łukasza.
- Sto lat maleńka!- Robert złapał mnie na ręce i pocałował.
- Ejj gołąbki! Może nie przy ludziach. -śmiał się Sahin
-Wyluzuj. Papa Klopp wyjechał. -śmiali się
- Jak to?- zapytałam
- No wypożyczył dom na twoją imprezę urodzinową. To był jego pomysł.- odparł Marco
- Wow..Niezły gest.
-A kto wynajął Dj 'a Antoine?- spytałam
- Ja.Fajnie prawda?- uśmiechnął się dumnie a Marco przewrócił oczami
- Zajebiście!- krzyknęłam i poszłam witać przybywających gości.


  -Marco jak się miewasz?- spytał Łukasz podając Reusowi kieliszek z wódką.
- Co to jest?- zmarszczył brwii
- Polska wódka- "Sobieski". Pij blondasku, dobrze ci zrobi
- Okej.- Marcinho jednym chlustem opróżnił kieliszek.
-No więc?- Łukasz dopijał drugi kieliszek
- Chodzi o Lenę. Chyba mnie lubi a ja ją kocham.- wykrzywił buźkę i wypił drugi kieliszek
-Nie wiesz co ona myśli.Czekaj...Ona nie jest z tym tępakiem Lewym?
- No nie wiem, on się do niej przywala..Przydupas jeden, frajer.- spojrzał na Lewandowskiego
- Synek. No co zrobisz?Nic nie zrobisz..
- Najchętniej przemagluje mu facjate.- uśmiechnął się złowieszczo i wypił kolejny kieliszek
-Wypijmy za głupią miłość.- Piszczu wzniósł kieliszek
- Szycie singla jes do dupy Piszzzzzzczusiu powiedz, że mnie kofasz.- Reus zrobił maślane oczka.
- No fiesz jesteś mi bliski, ale Efcie to ja kofam jak szalony.Hik!- rozmarzył się
- Ty chłopie to masz szczęście.

  Tańczyłam już z 10 minut z Nurim Sahinem, który ciągle deptał mnie po stropach.Był już nieźle wstawiony...

-Nuri! Może lepiej odpocznij. -zaproponowałam i poprowadziłam go na kanapę a on położył się na niej z głową w dół.
- Cholera. Jurgen mnie zabiję za tę imprezę.- powiedziałam sama do siebie.
- Hej skarbie.- Robert złapał mnie za biodra i akurat leciało "House party", istny cyrk. Widziałam jak Hummels tańczył ze Svenem Benderem, Sahin dalej spał na tej kanapie, Kuba gadał z widelcem a Piszczek upijał Reusa. Już ja się z nim policze..
- Jak się bawisz?- zapytał Robert
-Cudownie.Dziękuję. -musnęłam jego usta
-Mhmm.Pięknie wyglądasz.- szepnął mi do ucha
- Bez przesady...- zarumieniłam się
- Naprawdę. -pocałował mnie
- Emm. Robert, muszę się czegoś napić. To w końcu moja impreza urodzinowa..- zaśmiałam
- Okey.- odpowiedział i podszedł do jakichś osób

  Poszłam do stolika i wzięłam kieliszek z wódką i wypiłam go bez zastanowienia, potem drugi, trzeci. Na dziś wystarczy zdecydowałam, przecież wcześniej wypiłam już jedno piwo. Spojrzałam na Marco, który siedział  z Piszczem i przytulał się do niego. Uśmiechnęłam się do siebie. Wtedy Marco podszedł do mnie.

- Jak podoba Ci się impreza?- zapytał łapiąc mnie za ręce
- Super, ale kto to zorganizował? Wiem tylko, że Robert załatwił Dj 'a.
- No ja tak jakby... Chłopaki mi też pomogli.- spojrzał w dół
- Dziękuuję Ci.- przytuliłam się do niego
- Nie ma za co.- zarumienił się
- Jest. To wszystko to w większości Twoja zasługa.- musnęłam jego policzek

 Ta impreza była cudowna nie wiedziałam jednak, co może stać się jeszcze...


___________________________________________________________________________________

Dla was kolejny rozdział. Chłopcy nam się troszkę rozpili. :)
Zapraszam do czytania i komentowania.

                                            
                                                                                                        misssys Reus :3

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 11


***


    Dziś obudziłam się w nieco lepszym nastroju niż wczoraj.Zresztą dziś kończyłam 17 lat. Zapowiadał się ładny dzień. Przeciągnęłam się na łóżku niczym kotka i postanowiłam, że czas wstawać.Na poprawienie nastroju włączyłam sobie Imagine Dragons-Demons.Uwielbiam tę piosenkę. Zawsze kojarzyła mi się z kimś wyjątkowym. Kimś kto będzie tylko mój. Nucąc "When you feel my heat.." poszłam ubrać się a, że było wyjątkowo ciepło postanowiłam, że założę pastelową sukienkę. Po chwili byłam gotowa.

  Za jakieś 10 minut zeszłam na dół, by zjeść śniadanie z wujkiem i ciocią.Mówiłam już im, że nie chce żadnych wyszukanych imprez ani prezentów, jednak z nimi nic nie wiadomo.

- Dzień dobry nasza 17-latko!- przywitał mnie Klopp
- Heej.- uśmiechnęłam się szeroko.
- Pięknie wyglądasz. No chodź tu! Chciałbym Ci złożyć życzenia.- przytulił mnie
- Oczywiście.
- Więc..Życzymy Ci wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, spełnienia wszystkich Twoich marzeń i żebyś zawsze była takim Słoneczkiem Borussi.- zaśmiał się trener
- Mamy coś dla ciebie.- przyłączyła się Ulla
-Alee..Ja nic nie chciałam.Naprawdę.- powtórzyłam
-Jednak mamy coś dla ciebie.- wręczyła mi pudełko
- Ohh. Dziękuję.- wyszeptałam
- Rozpakujesz?- spytali podekscytowani
- Jasne!- zaczęłam rozpakowywać pudełeczko a w nim znalazłam żółtą koszulkę BvB z podpisami wszystkich zawodników BvB z nazwiskiem "L.Klopp" oraz cyfrą 11.
-Podoba Ci się?- zapytali
-Oczywiście.To jest wspaniała pamiątka! Dziękuję wam. -powiedziałam i pocałowałam ich w policzek.
-Cieszymy się, że ci się podoba.
-Ale dlaczego 11? -zapytałam uśmiechając się szelmowsko
- Ahh.Tak wyszło. -śmiał się Jurgen
- Mhm.- wydawało mi się, że to nie było przypadkowe.
-Teraz to zjedz coś.- poprosiła ciocia
-Chętnie.Jestem głodna jak wilk!- oznajmiłam i usiadłam do stołu.
- Proszę tu są kanapki i herbata.- podała mi z uśmiechem
- Dzięki.

  Zjadłam kanapki i wypiłam herbatę i postanowiłam, że pójdę poczytać książkę, którą już dawno miałam przeczytać.Po chwili ktoś zapukał do moich drzwi.

-Proszę.- powiedziałam
-Hej Lenka!- w drzwiach zobaczyłam uśmiechniętego Reusa.
-Marco! Cześć.- pobiegłam go przytulić
-Jak się czujesz?- zapytałam
-W porządku.-odpowiedział
-No weź.Nie lubię jak jesteś smutny.- wykrzywiłam usta
-Już.Ogarniam się.Jak miewa się nasza siedemnastka?- zaśmiał się
- Pamiętałeś!- ucieszyłam się
- Oczywiście.Jak mógłbym zapomnieć.- usiadł obok mnie i bawił się kosmykiem moich włosów.
-Cudownie. Chociaż mam z kim spędzić ten dzień.Robert nie pamiętał.- westchnęłam
-Nie przejmuj się nim.Masz mnie.
-Tak.Wiem,ale..- zaczęłam
-Ale co?- patrzył na mnie przenikliwie
- Nieważne.Ważne, że ty pamiętałeś.- spojrzałam na niego dziękując
- Mam coś dla ciebie.
-Dla mnie? Oh.Nie musiałeś.- zawstydziłam się
- Musiałem a teraz chodź.- rozchmurzył się i pociągnął mnie za sobą
- Gdzie?- spytałam zaskoczona
- Niespodzianka.- poruszył śmiesznie brwiami
- Okej.Tylko włożę buty.
-Mhm.Czekam w samochodzie.- poszedł i wysłał mi buziaka
- Hahah. -zaśmiałam się

  Gdy Marco wyszedł zastanawiałam się co to za niespodzianka. Co Marco mógł wymyślić.Uśmiech nie znikał mi z twarzy.Zauważyła to ciocia.

- Gdzie wychodzicie? -zapytała zaciekawiona
- Marco zabiera mnie gdzieś...- odpowiedziałam
-Niespodzianka?Uuu so romantic.- zaśmiała się
- Ciociu!- wybuchłam śmiechem
- No już. Nic nie mówię. Tylko mam prośbę.- odparła
-Jaką?
- Wróć o 17.00 nie wcześniej.- rozejrzała się tajemniczo
- A czemu nie wcześniej?- uniosłam brwi
- Po prostu bawcie się dobrze.Pa.- urwała i wyszła na taras
- Pa. -powiedziałam zdezorientowana

  Marco siedział w swoim czarnym Audi w czarnych okularach, pomachał Ulli i uśmiechał się tajemniczo.

-Hej! Blondas o co chodzi?- spytałam i zabrałam mu okulary.
-Lenka...Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- śmiał się
-Nieważne zresztą... To gdzie mnie zabierasz?- przygryzłam wargę
- Zobaczysz.-odparł, puszczając oczko
-Signal Iduna Park?
- Myślałem o tym, ale nie.- uśmiechnął się
- Hmm. Restauracja? -zapytałam
- Nie.
-No to nie wiem.- udałam obrażoną
- Spodoba Ci się.

  Po około 10 minutach znaleźliśmy się na Dortmundzkim lotnisku.Zobaczyłam ludzi pędzących do swoich samolotów. Dzisiejszego dnia było ich wyjątkowo dużo. Usiadłam na krzesło i poczekałam na Marco, który "musiał coś załatwić". Zastanawiałam się o co w tym wszystkim chodzi.

- Gotowa?- zapytał
-Na co?- wytrzeszczyłam oczy
- Chodź!- złapał mnie za rękę i poprowadził do wielkiego samolotu.
- Dziś ten samolot jest tylko dla nas.Uwielbiam latać dlatego chciałem ci go pokazać.- jego oczy rozbłysły
- Wow. Tylko dla nas? Cudnie!- przytuliłam go
- Wiedziałem, że ci się spodoba. -usiadł obok mnie i podał mi kieliszek z szampanem
-No to... Chciałbym wznieść toast za twoje urodziny.Wszystkiego naj staruszko.- zaśmiał się
- Idiota. -wystawiłam mu język.
- Maleńka.Żartuje
- Hahaha. Bardzo śmieszne.- udałam obrażoną
- No chodź tu. -przytulił mnie a cały świat zawirował. Teraz liczył się tylko On i Ja.Poczułam lekki ścisk w gardle. Tak.Miałam go ochotę pocałować! Naprawdę!
- Mam coś dla ciebie.- ucieszył się
- Przecież ten dzień i tak jest cudowny.Nie chcę nic więcej.- rozmarzyłam się
-Jednak...To dla Ciebie.- podał mi małe czerwone pudełeczko.Otworzyłam je. W środku był łańcuszek z białego złota z zawieszką serduszkiem z ametystu.Przy serduszku były dwa skrzydełka. Wyglądał przepięknie. Z oczu pociekły mi łzy.
- Oh.Nie podoba Ci się?- zasmucił się Reus
-Jak możesz tak mówić?Jest przepiękny.
- Nie. To ty jesteś piękna.- rozchmurzył się i uśmiechnął. Dawno nie widziałam go w tak dobrym nastroju.
-Dziękuję.- szepnęłam mu a w głośnikach zabrzmiało
"Your eyes, they shine so bright
 I wanna save their light
 I can't escape this now
 Unless you show me how..."

C.D.N



___________________________________________________________________________________

Hej! Witajcie po długiej przerwie. Mając trochę czasu postanowiłam napisać 11. Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania kochani.Ładny łańcuszek? Sama bym taki chciałaaa *.*


                                                                                                                     missys Reus ;)