sobota, 22 marca 2014

Rozdział 12



***
  

   "- Mam coś dla ciebie.- ucieszył się
- Przecież ten dzień i tak jest cudowny.Nie chcę nic więcej.- rozmarzyłam się
-Jednak...To dla Ciebie.- podał mi małe czerwone pudełeczko.Otworzyłam je. W środku był łańcuszek z białego złota z zawieszką serduszkiem z ametystu.Przy serduszku były dwa skrzydełka. Wyglądał przepięknie. Z oczu pociekły mi łzy.
- Oh.Nie podoba Ci się?- zasmucił się Reus
-Jak możesz tak mówić?Jest przepiękny.
- Nie. To ty jesteś piękna.- rozchmurzył się i uśmiechnął. Dawno nie widziałam go w tak dobrym nastroju.
-Dziękuję.- szepnęłam mu a w głośnikach zabrzmiało
"Your eyes, they shine so bright  I wanna save their light
 I can't escape this now
 Unless you show me how..."

  Tak. Ten dzień jest cudowny. Móc być z Marco przytulać go, czuć zapach jego perfum. Wiedzieć, że jesteś dla kogoś ważna, niczym największy skarb.Marco to mój przyjaciel. Ehh. Nikt więcej. Nie mogę przecież kochać dwóch mężczyzn na raz...Był jeszcze Robert. Na swój sposób czarujący. Jak to się mówi "kto się lubi ten się czubi". U nas tak się zaczęło...Mam mętlik w głowie.Chyba kocham Marco, ale jako przyjaciela.Uwielbiam go przytulać, być z nim, ale...to przy Robercie świat wiruje.

-Lena? Zadowolona z dzisiejszego dnia?- uśmiechnął się blondyn
-Marco! Jeszcze się pytasz?- cieszyłam się przez łzy
-To nie wszystko na dziś.- poruszył znacząco brwiami
- Jak to nie wszystko?- zapytałam zaskoczona
-Musimy wracać. Zaraz się dowiesz.- otworzył mi drzwi, wsiedliśmy do jego Audi  i popędziliśmy do centrum Dortmundu.

  Po około 10 minutach byliśmy pod posiadłością Kloppów, samochodu wuja nie było...Hmm jak to możliwe? Przecież ten wieczór miałam spędzić z nimi.No cóż poczytam książkę. Marco wziął ode mnie kluczyki i powoli otworzył drzwi. Nagle usłyszałam:

-Niespodzianka!!!Wszystkiego najlepszego Lena!- krzyknęli wszyscy goście a było ich z 50 osób.Główny hol był przepięknie ubrany. A w sali balowej był ...

-Dj Antoine?! Wow, matko kochani dziękuję wam! -przytuliłam obecnych przy mnie, czyli Marco, Roberta, Ewę i Łukasza.
- Sto lat maleńka!- Robert złapał mnie na ręce i pocałował.
- Ejj gołąbki! Może nie przy ludziach. -śmiał się Sahin
-Wyluzuj. Papa Klopp wyjechał. -śmiali się
- Jak to?- zapytałam
- No wypożyczył dom na twoją imprezę urodzinową. To był jego pomysł.- odparł Marco
- Wow..Niezły gest.
-A kto wynajął Dj 'a Antoine?- spytałam
- Ja.Fajnie prawda?- uśmiechnął się dumnie a Marco przewrócił oczami
- Zajebiście!- krzyknęłam i poszłam witać przybywających gości.


  -Marco jak się miewasz?- spytał Łukasz podając Reusowi kieliszek z wódką.
- Co to jest?- zmarszczył brwii
- Polska wódka- "Sobieski". Pij blondasku, dobrze ci zrobi
- Okej.- Marcinho jednym chlustem opróżnił kieliszek.
-No więc?- Łukasz dopijał drugi kieliszek
- Chodzi o Lenę. Chyba mnie lubi a ja ją kocham.- wykrzywił buźkę i wypił drugi kieliszek
-Nie wiesz co ona myśli.Czekaj...Ona nie jest z tym tępakiem Lewym?
- No nie wiem, on się do niej przywala..Przydupas jeden, frajer.- spojrzał na Lewandowskiego
- Synek. No co zrobisz?Nic nie zrobisz..
- Najchętniej przemagluje mu facjate.- uśmiechnął się złowieszczo i wypił kolejny kieliszek
-Wypijmy za głupią miłość.- Piszczu wzniósł kieliszek
- Szycie singla jes do dupy Piszzzzzzczusiu powiedz, że mnie kofasz.- Reus zrobił maślane oczka.
- No fiesz jesteś mi bliski, ale Efcie to ja kofam jak szalony.Hik!- rozmarzył się
- Ty chłopie to masz szczęście.

  Tańczyłam już z 10 minut z Nurim Sahinem, który ciągle deptał mnie po stropach.Był już nieźle wstawiony...

-Nuri! Może lepiej odpocznij. -zaproponowałam i poprowadziłam go na kanapę a on położył się na niej z głową w dół.
- Cholera. Jurgen mnie zabiję za tę imprezę.- powiedziałam sama do siebie.
- Hej skarbie.- Robert złapał mnie za biodra i akurat leciało "House party", istny cyrk. Widziałam jak Hummels tańczył ze Svenem Benderem, Sahin dalej spał na tej kanapie, Kuba gadał z widelcem a Piszczek upijał Reusa. Już ja się z nim policze..
- Jak się bawisz?- zapytał Robert
-Cudownie.Dziękuję. -musnęłam jego usta
-Mhmm.Pięknie wyglądasz.- szepnął mi do ucha
- Bez przesady...- zarumieniłam się
- Naprawdę. -pocałował mnie
- Emm. Robert, muszę się czegoś napić. To w końcu moja impreza urodzinowa..- zaśmiałam
- Okey.- odpowiedział i podszedł do jakichś osób

  Poszłam do stolika i wzięłam kieliszek z wódką i wypiłam go bez zastanowienia, potem drugi, trzeci. Na dziś wystarczy zdecydowałam, przecież wcześniej wypiłam już jedno piwo. Spojrzałam na Marco, który siedział  z Piszczem i przytulał się do niego. Uśmiechnęłam się do siebie. Wtedy Marco podszedł do mnie.

- Jak podoba Ci się impreza?- zapytał łapiąc mnie za ręce
- Super, ale kto to zorganizował? Wiem tylko, że Robert załatwił Dj 'a.
- No ja tak jakby... Chłopaki mi też pomogli.- spojrzał w dół
- Dziękuuję Ci.- przytuliłam się do niego
- Nie ma za co.- zarumienił się
- Jest. To wszystko to w większości Twoja zasługa.- musnęłam jego policzek

 Ta impreza była cudowna nie wiedziałam jednak, co może stać się jeszcze...


___________________________________________________________________________________

Dla was kolejny rozdział. Chłopcy nam się troszkę rozpili. :)
Zapraszam do czytania i komentowania.

                                            
                                                                                                        misssys Reus :3

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 11


***


    Dziś obudziłam się w nieco lepszym nastroju niż wczoraj.Zresztą dziś kończyłam 17 lat. Zapowiadał się ładny dzień. Przeciągnęłam się na łóżku niczym kotka i postanowiłam, że czas wstawać.Na poprawienie nastroju włączyłam sobie Imagine Dragons-Demons.Uwielbiam tę piosenkę. Zawsze kojarzyła mi się z kimś wyjątkowym. Kimś kto będzie tylko mój. Nucąc "When you feel my heat.." poszłam ubrać się a, że było wyjątkowo ciepło postanowiłam, że założę pastelową sukienkę. Po chwili byłam gotowa.

  Za jakieś 10 minut zeszłam na dół, by zjeść śniadanie z wujkiem i ciocią.Mówiłam już im, że nie chce żadnych wyszukanych imprez ani prezentów, jednak z nimi nic nie wiadomo.

- Dzień dobry nasza 17-latko!- przywitał mnie Klopp
- Heej.- uśmiechnęłam się szeroko.
- Pięknie wyglądasz. No chodź tu! Chciałbym Ci złożyć życzenia.- przytulił mnie
- Oczywiście.
- Więc..Życzymy Ci wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, spełnienia wszystkich Twoich marzeń i żebyś zawsze była takim Słoneczkiem Borussi.- zaśmiał się trener
- Mamy coś dla ciebie.- przyłączyła się Ulla
-Alee..Ja nic nie chciałam.Naprawdę.- powtórzyłam
-Jednak mamy coś dla ciebie.- wręczyła mi pudełko
- Ohh. Dziękuję.- wyszeptałam
- Rozpakujesz?- spytali podekscytowani
- Jasne!- zaczęłam rozpakowywać pudełeczko a w nim znalazłam żółtą koszulkę BvB z podpisami wszystkich zawodników BvB z nazwiskiem "L.Klopp" oraz cyfrą 11.
-Podoba Ci się?- zapytali
-Oczywiście.To jest wspaniała pamiątka! Dziękuję wam. -powiedziałam i pocałowałam ich w policzek.
-Cieszymy się, że ci się podoba.
-Ale dlaczego 11? -zapytałam uśmiechając się szelmowsko
- Ahh.Tak wyszło. -śmiał się Jurgen
- Mhm.- wydawało mi się, że to nie było przypadkowe.
-Teraz to zjedz coś.- poprosiła ciocia
-Chętnie.Jestem głodna jak wilk!- oznajmiłam i usiadłam do stołu.
- Proszę tu są kanapki i herbata.- podała mi z uśmiechem
- Dzięki.

  Zjadłam kanapki i wypiłam herbatę i postanowiłam, że pójdę poczytać książkę, którą już dawno miałam przeczytać.Po chwili ktoś zapukał do moich drzwi.

-Proszę.- powiedziałam
-Hej Lenka!- w drzwiach zobaczyłam uśmiechniętego Reusa.
-Marco! Cześć.- pobiegłam go przytulić
-Jak się czujesz?- zapytałam
-W porządku.-odpowiedział
-No weź.Nie lubię jak jesteś smutny.- wykrzywiłam usta
-Już.Ogarniam się.Jak miewa się nasza siedemnastka?- zaśmiał się
- Pamiętałeś!- ucieszyłam się
- Oczywiście.Jak mógłbym zapomnieć.- usiadł obok mnie i bawił się kosmykiem moich włosów.
-Cudownie. Chociaż mam z kim spędzić ten dzień.Robert nie pamiętał.- westchnęłam
-Nie przejmuj się nim.Masz mnie.
-Tak.Wiem,ale..- zaczęłam
-Ale co?- patrzył na mnie przenikliwie
- Nieważne.Ważne, że ty pamiętałeś.- spojrzałam na niego dziękując
- Mam coś dla ciebie.
-Dla mnie? Oh.Nie musiałeś.- zawstydziłam się
- Musiałem a teraz chodź.- rozchmurzył się i pociągnął mnie za sobą
- Gdzie?- spytałam zaskoczona
- Niespodzianka.- poruszył śmiesznie brwiami
- Okej.Tylko włożę buty.
-Mhm.Czekam w samochodzie.- poszedł i wysłał mi buziaka
- Hahah. -zaśmiałam się

  Gdy Marco wyszedł zastanawiałam się co to za niespodzianka. Co Marco mógł wymyślić.Uśmiech nie znikał mi z twarzy.Zauważyła to ciocia.

- Gdzie wychodzicie? -zapytała zaciekawiona
- Marco zabiera mnie gdzieś...- odpowiedziałam
-Niespodzianka?Uuu so romantic.- zaśmiała się
- Ciociu!- wybuchłam śmiechem
- No już. Nic nie mówię. Tylko mam prośbę.- odparła
-Jaką?
- Wróć o 17.00 nie wcześniej.- rozejrzała się tajemniczo
- A czemu nie wcześniej?- uniosłam brwi
- Po prostu bawcie się dobrze.Pa.- urwała i wyszła na taras
- Pa. -powiedziałam zdezorientowana

  Marco siedział w swoim czarnym Audi w czarnych okularach, pomachał Ulli i uśmiechał się tajemniczo.

-Hej! Blondas o co chodzi?- spytałam i zabrałam mu okulary.
-Lenka...Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- śmiał się
-Nieważne zresztą... To gdzie mnie zabierasz?- przygryzłam wargę
- Zobaczysz.-odparł, puszczając oczko
-Signal Iduna Park?
- Myślałem o tym, ale nie.- uśmiechnął się
- Hmm. Restauracja? -zapytałam
- Nie.
-No to nie wiem.- udałam obrażoną
- Spodoba Ci się.

  Po około 10 minutach znaleźliśmy się na Dortmundzkim lotnisku.Zobaczyłam ludzi pędzących do swoich samolotów. Dzisiejszego dnia było ich wyjątkowo dużo. Usiadłam na krzesło i poczekałam na Marco, który "musiał coś załatwić". Zastanawiałam się o co w tym wszystkim chodzi.

- Gotowa?- zapytał
-Na co?- wytrzeszczyłam oczy
- Chodź!- złapał mnie za rękę i poprowadził do wielkiego samolotu.
- Dziś ten samolot jest tylko dla nas.Uwielbiam latać dlatego chciałem ci go pokazać.- jego oczy rozbłysły
- Wow. Tylko dla nas? Cudnie!- przytuliłam go
- Wiedziałem, że ci się spodoba. -usiadł obok mnie i podał mi kieliszek z szampanem
-No to... Chciałbym wznieść toast za twoje urodziny.Wszystkiego naj staruszko.- zaśmiał się
- Idiota. -wystawiłam mu język.
- Maleńka.Żartuje
- Hahaha. Bardzo śmieszne.- udałam obrażoną
- No chodź tu. -przytulił mnie a cały świat zawirował. Teraz liczył się tylko On i Ja.Poczułam lekki ścisk w gardle. Tak.Miałam go ochotę pocałować! Naprawdę!
- Mam coś dla ciebie.- ucieszył się
- Przecież ten dzień i tak jest cudowny.Nie chcę nic więcej.- rozmarzyłam się
-Jednak...To dla Ciebie.- podał mi małe czerwone pudełeczko.Otworzyłam je. W środku był łańcuszek z białego złota z zawieszką serduszkiem z ametystu.Przy serduszku były dwa skrzydełka. Wyglądał przepięknie. Z oczu pociekły mi łzy.
- Oh.Nie podoba Ci się?- zasmucił się Reus
-Jak możesz tak mówić?Jest przepiękny.
- Nie. To ty jesteś piękna.- rozchmurzył się i uśmiechnął. Dawno nie widziałam go w tak dobrym nastroju.
-Dziękuję.- szepnęłam mu a w głośnikach zabrzmiało
"Your eyes, they shine so bright
 I wanna save their light
 I can't escape this now
 Unless you show me how..."

C.D.N



___________________________________________________________________________________

Hej! Witajcie po długiej przerwie. Mając trochę czasu postanowiłam napisać 11. Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania kochani.Ładny łańcuszek? Sama bym taki chciałaaa *.*


                                                                                                                     missys Reus ;)

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 10

                                                                         ***

   Dziś dzień meczu z Bayernem. Wirus FIFA... Najpierw kontuzja Matsa, Marcela,  potem Nuriego. Jeszcze Mario odchodzi. Co za straszny dzień! Wstałam z mieszanym humorem. Po wczorajszym zajściu nie wiedziałam co myśleć..Pijany Marco, kolacja z Robertem to wszystko mnie przerasta. Jednak przyznam, że wczorajszy wieczór bardzo mi się spodobał. Włączyłam telewizor i zajęłam się oglądaniem nudnego serialu.
Po chwili dostałam sms-a.

- Hej. Przepraszam za wczoraj.Byłem trochę nie w formie. MR11 ;)
- W porządku nie gniewam się. ;) Jak nastrój przed meczem?
- Średnio. Wiesz, to przez to odejście Mario...
- Wiem jak się czujesz, ale mimo wszystko musisz dać dziś z siebie wszystko.
- To będzie trudne ;D
- Kac morderca nie ma serca. ;p
- Tak, wiem. Będziesz na meczu?
- Oczywiście. Nawet będę tam przy wuju. ;3
- To fantastycznie. Pamiętaj, żeby założyć koszulkę ode mnie ;*
- Okeej. Tylko nie wyobrażaj sobie za bardzo. Hahahah ;D
- Jędza. ;*
- Palant ;p

   Po naszej bardzo interesującej konwersacji udałam się do kuchni obiad, bo dochodziła 13.00. Przez stres nie mogłam nic zjeść. Chociaż nie ja grałam to jednak stresowałam się równie mocno co drużyna. W końcu to ważny mecz. Jeszcze z Bayernem a to największy wróg BvB... Postanowiłam, że wyśle sms-a Mario, że trzymam jestem z nim mimo wszystko... W końcu to mój przyjaciel.

- Lena czemu nic nie jesz? - zapytała Ulla
- Nie mogę jakoś...- odpowiedziałam
- Będzie dobrze.- uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno
- Mam nadzieję... Poprostu to dla mnie bardzo ważne. Rozumiesz... Borussia. Kocham ją od dziecka.- powiedziałam
- Naturalnie dziecinko. Dadzą radę. Musimy ich dopingować.- zaśmiała się
- No jasne, że tak.
- Lena lepiej zacznij się szykować, bo za pół godziny musimy jechać.- z korytarza dobiegł głos Jurgena
-Okej. Już biegnę na górę.

  Poszłam do mojego pokoju i zaczęłam się szykować. Uradowana założyłam czarne rurki, koszulkę z nazwiskiem Reusa i czarną kurtkę BvB, bo pogoda nie rozpieszczała. Włosy upięłam w wysokiego kucyka oraz wytuszowałam rzęsy a usta musnęłam moim ulubionym wiśniowym błyszczykiem.

-Hmm gotowe. Ujdzie w tłumie. Czas się zbierać.- powiedziałam sama do siebie i wzięłam szalik Borussi.
 Jadąc Klopp miał nietęgą minę.
- Co ci jest?- zapytałam
- Po prostu to będzie ciężki mecz. Eh..- westchnął
- Ej skopią im dupy. Będzie good!- uśmiechnęłam się
- Masz rację, bo mają najlepszych kibiców i ciebie- zaśmiał się

    Po chwili udaliśmy się na Signal Iduna Park. To miejsce  wyglądało magicznie. Kibice powoli się  schodzili.Wszędzie żółto-czarne barwy, czasem czerwone. Piłkarze rozgrzewali się przed meczem. Ludzie zaczęli śpiewać "Heja BvB", dlatego i ja się przyłączyłam. Śpiewałam ile sił w piersiach. Po chwili weszły obie jedenastki. Był Robert i Marco. Miałam wybrać koszulkę z napisem Lewandowski, ale chciałam jakoś wesprzeć Marco. Miał ważny mecz i musiał się oswoić z myślą, że Mario odchodzi.
Pierwszy gwizdek sędziego. Rozpoczęli.Kapitalna sytuacja! Robert Lewandowski z dwóch metrów wysoko nad poprzeczką Neuera! Eh.. Robert! Prawie.- krzyknęłam. Uśmiechnął się przepraszająco. Bayern dominował, BvB nastawiało się na kontry.
Zablokowane uderzenie Błaszczykowskiego w polu karnym Bayernu! Była szansa na 1:0.Pierwsza groźna sytuacja Bayernu! Dośrodkowanie Rafinhy wykończyć starał się Mandzukic, ale broni bramkarz BVB.
Mieliśmy szczęście.Żółta kartka dla Rafinhy za faul na Reusie.Kartka także dla Grosskreutza za przepychanki z Mandzukiciem...Taka sama kara spotkała Chorwata i koniec pierwszej połowy.
Gdy skończyli podeszłam razem z Kloppem do nich.
- Dobrze. Musicie więcej atakować jeszcze mamy szanse to wygrać!- mówił ze spokojem
- Wuj ma racje. Lewy byłeś blisko. Cudnie. - przytulił mnie.
- Postarajcie się wzmocnić kontratak, bo to nasza mocna strona. No już do boju! Heja BvB!- krzyknęliśmy
 Puściłam Roberta i poklepałam pocieszająco Marco. Było mi głupio po tym wczorajszym wieczorze.
Rozpoczęła się druga połowa i...
fantastyczna szansa dla Borussii! Akcję rozpoczął Błaszczykowski, dograł do Bendera a ten mięciutko dorzucił piłkę do Lewego. Ten wystraszył się trochę wychodzącego Neuera i nie trafił w piłkę głową! Była szansa na otwarcie wyniku.Kurwa!- zaklęłam łapiąc się za głowę.Faul Mkhitaryana na Mullerze i został ukarany żółtą kartką.Gol  Goetze. Ledwo przeszedł do Bayernu a już strzela! Podbiegł przepraszająco do Marco i przytulił go. Och.. - prawie sie rozpłakałam. Biedny Reus.- pomyślałam. Serce mi się krajało. Chciałam podbiec do niego i go przytulić.Kapitalna sytuacja dla Reusa! Uderzenie w długi róg, ale kapitalną paradą popisał się Neuer! No nie! Posypały się gole. Robben, Muller. Jeden za drugim. Z oczu pociekły mi łzy. Otuchy dodawał mi Mitch. Emocji dzisiaj nie brakowało, sytuacji do zdobycia bramek nie brakowało, a lepszą skutecznością popisali się dzisiaj gracze Bayernu
- Marco...- nic nie powiedziałam tylko przytuliłam go. Wiedziałam co czuł. Ja czułam to samo. Rozrywało mnie na kawałki. musiałam go pocieszyć, bo był moim przyjacielem
- Lena. Nawet nie wiesz jak mi ciężko grać przeciwko Mario! Niedawno graliśmy po jednej stronie. - powiedział smutno.
- Tak, wiem. - odpowiedziałam cicho
- Myślałem, że wygramy.. Wszystko było do kitu!- wykrzywił się
- Niedługo mecz z Marsylią.. Musisz o tym myśleć.
- Lena! Jedziemy.- krzyknął trener
- Muszę lecieć. Trzymaj się. - pocałowałam go w policzek
- Ty też...

  Gdy wracaliśmy żadne z nas się nie odezwało. Potem szybko poszłam do pokoju i wsłuchałam się w rytm muzyki: "Play Hard, work hard". Tak. Te słowa mogły się odnosić do BvB... Echte liebe. Eine Familie.


___________________________________________________________________________________

Przed wami 10. Wiem, że beznadziejna... Nie mam weny ostatnio. Jednakże miłej lektury.


                                                                                                                missys Reus ;)

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 9

                                                              ***


     Około godziny 18.00 zaczęłam się szykować na randkę? Tak, chyba tak można to nazwać... Nie chciałam specjalnie się stroić, dlatego założyłam małą czarną i lakierowane koturny. Włosy pokręciłam lokówką, tak aby swobodnie opadały na ramiona. Stwierdziłam, że wyglądam przyzwoicie. Wujek oczywiście pozwolił mi na to wyjście, bo było to wyjście z Robertem a nie z Marco, który zatrzymał mnie całą noc w jakimś lesie. Haha. Cóż za ironia, bo to nie Marco jest psem na panienki.

- Wychodzisz już? Robert czeka pod domem.- oznajmiła ciocia
- Tak, tak.
- Baw się dobrze i wróć przed 11.00. - powiedział Klopp
- Oczywiście.- powiedziałam i wyszłam.

   Robert siedział w swoim aucie ubrany w skórzaną kurtke i w swoich czarnych, przeciwsłonecznych okularach. Wyglądał nieziemsko. Rozmarzyłam się.. Ten wieczór będzie doskonały.

- Wow! Witaj złośnico.- uśmiechnął się zadziornie
- Hej!- odpowiedziałam entuzjastycznie
- To jak gotowa na kolacje u mnie?- spytał
- U ciebie? A nie mieliśmy przypadkiem gdzieś jechać?- spytałam zaskoczona
- Tak. Randka..- śmiał się
- Powiedzmy. Haha.- wystawiłam mu język
- No nie bądź już taka niedostępna.- poruszył śmiesznie brwiami.
- Pff. Jedźmy już.- powiedziałam
- Okej.- śmiał się

 Po około 5 minutach byliśmy u Roberta. Jego dom był ogromny! Najbardziej spodobał mi się taras z wielkim ogrodem a tam przy basenie, przygotowana była kolacja.

- Usiądź. - posadził mnie na wygodnym krześle
- Dzięki..- uśmiechnęłam się nieśmiało
- Jak Ci się podoba?- zapytał
- Wow! Sam to przygotowałeś?- wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia
- Tak, to nic takiego.
- Więc jutro gracie mecz z Bayernem?- spytałam smutno
- Nom, ehh nie widzę tego za kolorowo, będzie ciężko, ale damy rade.- złapał mnie za rękę
- Będę trzymać kciuki! -odpowiedziałam entuzjastycznie
- No i mam nadzieję, że włożysz koszulkę z moim nazwiskiem.- zaproponował
- Emm... no zobaczę.- powiedziałam
- No dobra.- powiedział i niespodziewanie zaczął mnie łaskotać. Po chwili pocałował mnie, mocno. Złapał mnie w talii i delikatnie rozpinał moją sukienkę.. Po chwili zadzwonił telefon.
- Przepraszam. Odsunęłam się od niego  i odebrałam.

- Halo? Mario?Co się dzieje?- zapytałam
- Musisz mi pomóc...Dziś powiedziałem Marco pierwszemu z BvB, że odchodze, po meczu z Bayernem.
-Odchodzisz? Mario, dlaczego?! - po policzkach pociekła mi jedna samotna łza.
 - Wiesz, chcę spróbować, czegoś nowego, pracować z Guardiolą. Oczywiście BvB będzie zawsze w moim sercu, bo tu się wychowałem w Dortmundzie.Później Ci to wyjaśnie...
- Ok. Do rzeczy...
- Więc jak powiedziałem o tym Marco to rozłączył się i nie chce ze mną gadać. Prosze, sprawdź co się z nim dzieje. Nie chce przestać się z nim przyjaźnić. Odsunął się od wszystkich. Tylko Ty możesz mu pomóc.
- Okej. Jade tam..

- Gdzie jedziesz? - Robert patrzył na mnie zdezorientowany.
- To pilna sprawa. Naprawdę Cię przepraszam..- przytuliłam go, wybiegłam czym prędzej i zamówiłam taksówkę która zawiozła mnie do domu Reusa.

Zadzwoniłam dzwonkiem. Cisza... Marco! Otwórz do cholery! Wiem, że tam jesteś..
Po chwili wkurzyłam się i kopnęłam drzwi a one były otwarte. Marco zastałam na kanapie w salonie w towarzystwie "Pana Sobieskiego" 0,7 i kilka puszek po piwie. Skąd miał Polską wódkę? Zastanawiałam się.
- Marco obudź się!- szturchnęłam go lekko za ramię
- Sssssso sie dzieje?  Mario nie odchoć! Z kim będę robił słit fociee?- płakał i śmiał się jednocześnie.
- Już. Cii spokojnie. Jestem tu. - przytuliłam go mocno
- Lenkaaa a ty mnie kochaaasz?- spytał z oczkami szczeniaczka
- Za dużo wypiłeś. Mogłeś od razu zadzwonić do mnie.- skrzywiłam się
- Kochaj mnieeeeeeee, tak normalnie.- śpiewał po czym rozpłakał się jak małe dziecko.
- Chodź do kuchni dam ci coś na kaca.- zaprowadziłam go do kuchni i podałam mu szklankę.
- Dzięki! Jesteś moim skarbeeeem uooo!
- Dobra koniec tego wycia i łamanego polskiego, już więcej nie zniose..- smiałam się a Marco złapał mnie na barana i wskoczył ze mną do basenu.
- Co ty zrobiłeś? Kolejna sukienka jest zniszczona przez ciebie!- śmiałam się i ochlapałam go wodą a on zrobił to samo. Po chwili oboje mokrzy siedzieliśmy na brzegu basenu.
- Lepiej ci?- spytałam nie mogąc powstrzymać śmiechu
- Taak. - był uśmiechnięty od ucha do ucha
- To może wejdziemy do domu co? - spytałam, bo było mi cholernie zimno
- Ekhem, w tych mokrych ubraniach cię do domu nie wpuszczę.- śmiał się i patrzył na mnie od góry i do dołu
- Słucham? - zrobiłam wielkie oczy
- No musisz zdjąć sukienkę..- uśmiechnął się zadziornie
- Yyyyyy! - z obrażoną miną zdjęłam sukienkę i zostałam w samej bieliźnie. Poczułam jak robię się czerwona jak piwonia.
- No no! Czy ty się mnie wstydzisz? Hahah
- Nie? Hmm mam takie pytanie? Dlaczego ja musiałam się rozebrać a ty zostałeś w ubraniach? - zdziwiłam się
-Hmm dla mojej przyjemności.
- Osz ty!- zaczęłam go gonić, jednak nie miałam szans. W końcu to pomocnik Borussi Dortmund.
- Foch!
- No weeeź! Nie gniewaj się. Masz koszulkę- podał mi ją i niespodziewanie pocałował! Wplotłam dłonie w jego włosy a on złapał mnie w talii i zakręcił wkoło.
- Emm Marco, źle robimy...- oznajmiłam
- Dlaczego? Uwielbiam Cię!
- Jesteś pijany. Miałam Cię zapytać dlaczego nie odzywasz się do Mario.
- Bo zdradził Borussię. Nie chce sie z nim widzieć narazie. Potem z nim pogadam, obiecuje.
- No mam nadzieję. Muszę lecieć a ty wyśpij się na jutrzejszy mecz z Bayernem!Pa. - uśmiechnęłam się i wyszłam
- Pa. Śnij o mnie bejb! - śmiał się
- Napewno. - powiedziałam z ironią.

W środku jednak czułam niepokój co do odejścia Mario i meczu z Bayernem. Będzie ciężko...



___________________________________________________________________________________

Dla was 9! Jestem załamana wynikiem wczorajszego meczu.. Tak bardzo brakuje mi Mario! Biedny Reus, biedna Borussia. <3 Dlatego musiałam jakoś emigrować go z opowiadania. Co do Roberta to miałyście racje. Reus, chcąc nie chcąc uchronił Lenę przed nim. :D Troszkę go rozpiłam..

                                                                                                 missys Reus, buziaki ;*

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 8

                                                                             ***


    "Super!" Czuje się okropnie. Mam podkrążone oczy, kaszle i mam gorączkę jak fanki na widok klaty Bobka. (Ahh cóż za porównanie) Po naszym niespodziewanym wypadzie do lasu zostałam uziemiona w domu przez wuja i grypę. Zjadłam niedawno śniadanie a teraz oglądam nowe wydanie "Party" i muszę przyznać, że Lewy wyszedł na nim hmm... bardzo ponętnie? Zaraz! O czym ja myślę?! Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi.


-Kto tam?- zapytałam
- To ja Robert. Mogę wejść?
- Ku*wa. - zaklęłam i wrzuciłam czasopismo za szafkę
- Hej mała! Jak się czuje nasza prawie siedemnastolatka?- jak zwykle był w wyśmienitym nastroju
- Ehh wymiękam. -powiedziałam zgodnie z prawdą. Czułam się jak balon z którego wypuszczono powietrze.
- Mam coś dla ciebie.- uśmiechnął się łobuzersko
- Robert nie strasz..- zaśmiałam się
- Proszę.- Robert podał mi dużego brązowego misia z małą karteczką przyczepioną do brzucha.
- Jeju! Robert to takie słodkie. Dziękuję! - uśmiechnęłam się jak najładniej potrafiłam, chociaż wiem, że wyglądałam jak sto nieszczęść.
- To nic. Uśmiech na twojej twarzy jest ważniejszy...- Robert zbliżył się do mnie i objął swoim silnym ramieniem. Przytuliłam go i poczułam bicie jego serca. Od jego ciepłego oddechu na mojej szyi zrobiło mi się słabo a on posuwał się dalej. Złapał mnie w pół i pocałował. Całował mnie tak silnie i namiętnie. Czułam jakby świat się zatrzymał. Nic nie liczyło się w tej chwili. Robert zaczął rozpinać mój sweterek...
- Nie Robert! Nie.- powiedziałam spokojnie, chociaż rozpalił mnie do czerwoności.
- Przepraszam.. poniosło mnie.- uśmiechnął się lekko
- Okej. Nevermind.- przytaknęłam
- Widzę, że już z tobą lepiej. Dlatego mam dla ciebie pewną propozycję...
- Jaką?- spytałam zaskoczona
- Chciałbym, żebyś zjadła ze mną kolację. Dziś. U mnie...- powiedział
- Yyy...- rozmyślałam co on knuje. Czy taka dziewczyna jak ja go interesowała. Przynosi mi prezenty, całuje mnie zaprasza na kolację. Miałam mętlik w głowie...
- Nie daj się prosić.- zrobił te swoje słodkie oczka znane z meczu Polska- Grecja.
- Kiedy ja po tym z Marco zostałam uziemiona.- westchnęłam
- Załatwie to. Tylko się zgódź. - wpatrywał się w moje oczy i złapał za ręce.
- Dobrze, zjem z Tobą kolację. -uśmiechnęłam się krzywo
- No to załatwione. W takim razie jutro o 18.00 u mnie. Przyjade po Ciebie.- zaoferował
- Perfecta! Leć już za 20 minut macie trening!- pośpieszyłam go
- Wyrzucasz mnie? Źle Ci ze mną? -spytał rozbawiony
- Tak! - śmiałam się
- Och Ty mała złośnico!- Lewy złapał mnie na ręce i wycisnął na moich ustach soczysty, natarczywy pocałunek po czym wyszedł.


  Podekscytowana opadłam na łóżko i westchnęłam. Jakie to uczucie całować dwóch piłkarzy w jednym tygodniu! Ja miałam takie szczęście, albo nieszczęście, bo obaj są dla mnie ważni. Roberta i Marco darzyłam uczuciem, nie wiedziałam do końca jeszcze jakim. Wiedziałam, że nie jestem obojętna Robertowi, czego dzisiaj dowiódł. Z Marco to inna bajka... Jesteśmy przyjaciółmi, ale czy ja jestem dla niego kimś więcej? To pozostanie niewiadomą. Sama muszę rozwiązać to równanie...


                                            

Na treningu...

- Chłopaki ruszać dupska!- Wrzeszczał Klopp
- Ahh te jego humorki. -przedrzeźniał go Goetze
- Masz rację. - śmiał się Marco
- Lewy co sie cieszysz jak głupi do sera?- spytał Kuba
- Mario szykuj mikrofon. Dziś pocałowałem Lene, mało tego, gdybym nie przestał to zdarłaby ze mnie ubranie i to w domu wujaszka. - uśmiechnął się i spojrzał wyzywająco na Marco.
- Stary! Szacun, ale to jeszcze nie wszystko. Miałeś się z nią przespać.- oznajmił Mario
- Wszystko w swoim czasie..- śmiał się
- Ty ch*ju! Jak możesz tak o niej mówić. Wyje*ie Ci za to!- krzyczał i rzucił się na Lewego. Zaczęli się szarpać a Robert, gdy dostał cios w brzuch zgiął się w pół i upadł na murawe.
- Nie daruje Ci tego tępa dzido!- krzyczał czerwony Lewy
-Co tu się dzieje do cholery?!- wrzeszczał trener
- To wina tego blond- debila. - syczał Bobek
- Przymknij się pedale! - poprawił mu
- Reus! Dostajesz 2 mecze zawieszenia! Koniec rozmowy. Wracajcie do treningu.
-To było chamskie Lewy!- wykrzywił się Piszczu i poszedł pogadać z Reusem
- On ma racje. Ogarnij dupe, bo zachowujesz się jak su*kinsyn.- odparł Kuba i poszedł za Łukaszem.
- Zazdrościcie mi! - wstał i wrócił do treningu



W domu Kloppów...

- Halo Ewa?- spytałam przez telefon
- Witaj Lena! Co u ciebie? - ucieszyła się
- Mam problem..- zaczęłam
- To pewnie nie jest rozmowa na telefon? - spytała
- Dokładnie. Mogłabyś wpaść teraz do mnie?
- Jasne. - odparła i rozłączyła się

 
  Ewa była u mnie za jakieś 20 minut. Opowiedziałam jej co wydarzyło się dziś między mną i Robertem oraz o tamtym wieczorze i zepsutym samochodzie...
- Co zamierzasz zrobić?- spytała
- Właśnie chciałam Ciebie o to spytać...Co byś zrobiła na moim miejscu?
-Nie wiem...
- Nawet nie wiem, czy Marco czuje to co ja do niego. Natomiast Robert zaprosił mnie dziś do siebie na kolacje.
- Co??? - Ewa zakrztusiła się herbatą
-Nic ci nie jest? Dlaczego się tak zdenerwowałaś? - zapytałam podejrzliwie
- To nic. Po prostu on działa tak szybko...Uważaj na niego. Z nim nic nie wiadomo.
- Okej..- zamyśliłam się
- Może Marco to tylko przyjaciel?
- Ehh możliwe. Jakoś nie wydaje się być mną szczególnie zainteresowany. Nawet mnie nie odwiedził jak chorowałam!- z oczu pociekły mi łzy i zrobiło mi się cholernie smutno
- Ej... nie płacz!Marco to porządny chłopak i na pewno o tobie nie zapomniał.- uśmiechnęła się pocieszająco i przytuliła mnie
- Masz rację... Mam mętlik w głowie. Jednak pójdę na tę kolację z Robertem. Nie obchodzę go to ja też nie będę się nim przejmować!
- Zrobisz jak chcesz. Ja muszę iść odebrać Oliwkę z przedszkola. Trzymaj się!
- Cześć.

  Ewa Piszczek wychodząc miała dziwne wrażenie co do intencji Lewandowskiego. Jednak stwierdziła, że każdy może się zmienić i się zakochać. Robert ostatnio był miły i promienny. Czyżby chciał się ustatkować i być z Leną?
Nie wiedziała nawet jak bardzo się myliła...


__________________________________________________________________________________

Kochane czytelniczki! Jeśli czytacie mojego bloga proszę o komentarz przynajmniej: "Czytam" . Nie chodzi mi o wyciąganie komentarzy... Po prostu nie wiem czy jest sens pisać tego bloga, jeśli nikt go nie czyta. Przed wami ósemeczka! Wyszła mi trochę erotycznie i te przekleństwa. Ahh ta moja wyobraźnia. Musicie mi wybaczyć. ; c


                                                                                                               Buziaki, missys  Reus ;*

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 7


                                                                          ***  


   Nazajutrz rano obudziłam się w ramionach Marco z obolałą kostką jednak pomimo tego czułam się radosna a jednocześnie przygnębiona, tym jak ja się pokaże u wuja i co będzie potem.

- Nie śpisz już?- zapytał Marco bawiąc się kosmykiem moich zaplecionych włosów.
- Nie. Marco musimy wracać! Klopp pewnie nie wypuści mnie na żadną imprezę do osiemnastego roku życia. -westchnęłam
- Dasz radę sama iść?- zapytał z troską
- Tak. Chodźmy. - oznajmiłam i wzięłam mój płaszcz.

   Chodziliśmy a tu żadnego samochodu. Jednak za jakąś chwilę zobaczyliśmy przejeżdżający traktor.
Nie czekając na reakcje Marco zatrzymałam mężczyznę i chwile potem z pomocą Reusa siedziałam już na przyczepie.

-Marco no chodź!- krzyknęłam
- No ale te kury. Jak któraś narobi mi na garnitur?- zrobił skwaszoną minę
- A co ja mam powiedzieć? Przecież mam na sobie sukienkę od Ewy.- powiedziałam
- Ehh. Raz się żyje. - usadowił się obok mnie na przyczepie.

Jechaliśmy jakieś półtorej godziny, ale opłacało się. W końcu znaleźliśmy się w Dortmundzie.
-Ahh moja kostka.- poruszyłam nogą
- Chodź pomogę ci.- blondyn wziął mnie na ręce i zdjął z przyczepy.
- Hahahhahahaha. - wybuchłam śmiechem
-Co znów zrobiłem?- spojrzał na mnie
- Ale z ciebie kurczak! - śmiałam się, ponieważ Marcinho miał pełno piór we włosach
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne Lenko. -przedrzeźniał mnie.
- A jeszcze jedno miałeś dobre przeczucie co do kupy na garniturze. - nie mogłam powstrzymać śmiechu
- Coo? Masz ci los. Głupie gęsi!- zrobił naburmuszoną minę
- Chyba kury.Haha- poprawiłam go.
- Nieważne.-  odgryzł się
-Lepiej zadzwońmy po mojego wuja. - powiedziałam smutno
- Masz racje. Eh pewnie czeka na mnie ze 20 karnych kółek. - wykrzywił się
- Eh no co ty nie powiesz? Ja będę miała istny Armagedon.


Klopp zjawił się za jakieś 20 minut z nietęgą miną. Jego twarz nie wyrażała emocji.  Natomiast ciotka Ulla wyglądała na bardzo zatroskaną.

- Lena! Dziecko dlaczego nie wróciłaś na noc? Czy ty i Marco..- zalewała mnie pytaniami
-Nie! Ciociu Marco taki nie jest. Jak możesz?- naburmuszyłam się
- Jesteś nam winna wyjaśnienia.- oznajmił surowo Jurgen
-Dobrze. - odpowiedziałam ze spokojem.
- Ja tylko chcę powiedzieć, że Lena nie jest niczemu winna. To mój samochód nawalił.- spojrzał w dół.
- To było tak, że gdy jechaliśmy na imprezę do Roberta, samochód się zepsuł i przenocowaliśmy w jakiejś chacie w lesie, bo komórki nie działały i nie mogliśmy zadzwonić po pomoc.- opowiedziałam szybko.
- Marco, ale nie tknąłeś Leny?- spytał Klopp robiąc te swoje sławne "szczęki".
- Wujku!- wkurzyłam się i poszłam do samochodu.
- Chodź Ulla. Jedziemy do domu.
- Dobrze.- ciotka poczłapała do samochodu
- A my jeszcze pogadamy. - spojrzał znacząco na zmieszanego Reusa
- Oczywiście.- odparł krótko
- Rany boskie.- westchnął Marco i poszedł do domu, bo miał około 300 m do swojej willi.



       W domu Kloppów


- Jesteś głodna?- zapytała troskliwie ciotka
- Taaak. Bardzo.- odparłam zgodnie z prawdą, bo od wczorajszego wieczora nie miałam nic w ustach. Mój organizm domagał się pożywienia.
- Proszę.- podała mi Zapiekankę ziemniaczaną
- Dzięki. Przepyszne naprawdę.- uśmiechnęłam się?
- Nie podlizuj się i tak masz zakaz wychodzenia na imprezy na miesiąc, bo wyślizgnęłaś się bez naszego pozwolenia. Lena nie możesz nam tego robić..- odparł Klopp ze łzami w oczach
- Ohh wuju. Musisz zrozumieć, że nie jestem już tą małą Lenką co kiedyś.- przytuliłam się do niego
- Tak, wiem. Dorastasz. Jednak zawsze będziesz dla mnie jak córka.
- A ty dla mnie jak tata, bo moi rodzice są zbyt zapracowani...
- Czy ty czujesz coś do Marco?- spytał niespodziewnanie
- Ja? Hmm . Marco to mój najlepszy przyjaciel. Nic więcej. (Niestety)- pomyślałam
- Okej. Ja nie mam nic przeciwko niemu. To dobry chłopak. Lenko co z twoją kostką?- zapytał
- Jest skręcona, ale nie martw się. Przed waszym przyjazdem Marco zaprowadził mnie do lekarza.
- Dobrze. Muszę mu podziękować za troskę. -uśmiechnął się szeroko
- Jasne. Leć już, bo za chwilę trening. - zaśmiałam się
- W mordę jeża! To już 15. Papa!- wybiegł z domu
- Pa. - od powiedziałyśmy jednocześnie



Trening Borussi


- Witam was chłopaki. Zaczynamy ostre treningi, ponieważ Bayern znowu wskoczył na pierwsze miejsce wyprzedzając nas o jedno oczko. Musicie ruszyć dupy!- Klopp spojrzał na chłopaków
- Nauczył się jednego tekstu i ciągle ględzi. Szpaner!- wykrzywił się Lewy, mówiąc to do Goetze
- Ciszej tam! Lewy + Goetze 2 karne kółka. Potem Lewy poprowadzi rozgrzewkę.
- Oh God why?! Mazgaili się
- Marco do mnie. -przywołał do siebie blondyna
- Słucham? - spytał cicho
- Dziękuję Ci, że zająłeś się Leną tamtego wieczoru i że byłeś przy niej. Prawdziwy facet z ciebie!- uśmiechnął się Klopp
- Yyy.. drobiazg. -odparł zaskoczony Reus
- To wracaj do chłopaków już.
- Okej. Już się robi szefie.

Rozgrzewka była ciężka. Chłopaki po niej rozegrali krótki mecz między sobą i udali się do szatni.

- Marco? Jak było z Leną w samochodzie?- drwił Goetze
- Będę brał cię! W aucie..!- wyli piłkarze
- Odpierdolcie się. Nie jestem taki.- wkurzył się
- Eh wiedziałem, że to cienias. - śmiał się Lewy
- Z ciebie baranie. - odgryzł się Marco
W szatni zrobiło się gorąco a skaczących sobie do gardeł rozdzielił Łukasz.
- Ej! Chłopaki! Wyluzujcie. Odbija wam?- spytał
- Po prostu mam alergie na głupotę.- oznajmił Marcinho
- Odezwał się książę z tlenioną grzywką w audi.Pff- drwił Robert
- Tobie kochaniutki nie radziłbym smarować tyle tej oliwki dla dzieci, bo pachniesz jak pupcia niemowlaka. Uuu gładziutko.- złapał Roberta za policzek
- Yyy ten. Wypierdalaj.- odparł zmieszany Lewy i wyszedł a cała szatnia wybuchła śmiechem.


__________________________________________________________________________________

Witajcie! Miałam trochę czasu więc napisałam ten oto rozdział. Przyznam, że tęskniłam za Leną i Marco oraz za wami kochane. Zapraszam do czytania.



                                                                                                     Missys Reus :*


czwartek, 5 września 2013

OGŁOSZENIE!

Kochane czytelniczki!

Jest mi niezmiernie przykro, ale na jakiś czas postanawiam zawiescić bloga. Niedawno zaczęłam pierwszą LO i nie daje rady. Same wiecie szkoła i te sprawy. :/ Nie wiem za jaki czas tu wrócę, jednak napewno, bo losy Marco i Leny nie są mi obce. :3


                                                                                           Pozdrawiam missys Reus :)